czwartek, 17 maja 2018

Grampians part2

Rano powitało nas nie tylko słońce ale i fauna, która zadomowiła się w naszym namiocie. Na szczęście nie był to włochaty pająk, a jakiś konik polny (czy coś) z niebywale długimi czułkami. Nikt nikogo nie pogryzł więc rozstaliśmy się z zgodzie.



Kemping o poranku, czegóż chcieć więcej.


Naszym celem tego dnia stały się MacKenzie Falls. Trasy pięknie przygotowane, tarasy widokowe, pusto i głucho. 
Szymon jak zwykle zabrał swojego misia. No i cóż, jak można się było tego spodziewać, miś wylądował w jednym z wodospadów. Na ratunek pluszakowi przyszedł młody mężczyzna, który nie bacząc na zimną wodę, wlazł w nią w butach i wyłowił topielca. Pięknie podziękowaliśmy, z uśmiechami na ustach rozstaliśmy się, a mnie kołatało w głowie: biedny chłopak jak on będzie chodził w przemoczonych butach.









Tam w dole to my.














Naszym kolejnym przystankiem był Wartook Reservoir. Dobre miejsce do łowienia ryb i obserwowania ptaków. I jak wszędzie cisza i spokój.




Te widoki skradły moje serce :) Grampiany w całej swej okazałości. Przestrzeń, cisza i jeszcze raz przestrzeń.





Okazuje się, że kopczyki układa się nie tylko nad oceanem ale i w górach. Czyli jeden kopczyk... 



i dużo kopczyków.


Zdjęcie tak zwane pocztówkowe ;) bardzo charakterystyczne dla Grampianów i często fotografowane, nie mogło zostać pominięte.


Tak wygląda wypalony eukaliptus, nieco przerażająco.







Tam w dole widać nasze następne kempingowisko.



Jaka nazwa taka droga. Nie jestem amatorem takich dróg.


Po tych zakrętach kolor mojej twarzy był sinokoperkowy, tym bardziej, że Marcin postanowił pobawić się w Roberta Kubicę. A że droga była jednokierunkowa, to mógł poszaleć.


Do wodospadu jednak poczłapałam.




Tutaj pożar poszalał, las ten mogłoby służyć za miejsce akcji jakiegoś horroru.




Nasze autko w złowrogiej scenerii.


Wszędobylskie kakadu.



Zasłużony wypoczynek. Trafił nam się bardzo wygodny kemping, z kominkiem, skórzanymi sofami...


... i basenem z podgrzewaną wodą i ...


kangurami...



i kakadu, które można było karmić.




Kangury były bardzo towarzyskie. To nasz namiot w środku pasącego się stada. Gdy zapada zmrok, kangury udają, że ich nie widać i stoją w bezruchu .... do czasu, aż któreś z nas idąc do pobliskiej toalety nie nadepnęło któremuś na ogon ;)





Prorosyjsko w Niemczech? Witaj w Darmstadt