Wczoraj przewidywania pogodowe były bardzo dobre, czyli australijska zima, tzn. około 20 stopni i słońce, więc zaplanowaliśmy spacerek dłuższy niż tylko na plac zabaw. Postanowiliśmy w końcu zobaczyć centrum Adelajdy. Marcin widział bo tam pracuje, ale my nie. Żeby nie zmęczyć dzieci już u samego zarania niedzieli podjechaliśmy sobie do kościoła metrem. Bardzo to było wygodne i uznaliśmy, że właśnie stało się to naszą nową tradycją. Jest to tym fajniejsze, że powrót jest bezpłatny (bilet jest ważny do dwóch godzin) i w niedzielę jest taniej.
W ogóle z tym metrem to sytuacja jest taka, że podobne do prawdziwego metra jest tylko z nazwy, no i może system bramek i biletów jest podobny. Ale jeździ to zdecydowanie nie pod ziemią. Trochę podobne to do metra w Amsterdamie, które częściej jeździ nad niż pod. Wagoniki przypominają amerykańskie pociągi (są srebrne) i wcale nie poruszają się szybko jak tradycyjne metro ale raczej w stylu australijskim, czyli "no worries - i tak zdążysz". Metro jest punktualne, o czym dobrze wiemy bo mieszkamy obok jednej ze stacji i słyszymy każdy wagonik i w dzień i w nocy. Hałas pociągów jest porównywalny z papugami, z tym, że papugi przynajmniej w nocy milkną... Bilety do tego metra, tzw. metrocard, mają formę plastikowych kart (znak naszych czasów) podobnych do kart płatniczych. Karty można doładowywać w pociągu, na dworcu lub w różnych punktach rozsianych po mieście, a wchodząc do pociągu przykłada się do licznika i pobiera się automatycznie opłata za przejazd. Jest to w zależności od pory dnia od 1.90 AUD do 3.40 AUD. Taniej mają uczniowie, studenci i emeryci. Dzieci <5 lat jeżdżą za darmo. Bilety są też ważne w innych środkach komunikacji, ale nie korzystaliśmy jeszcze z innych opcji. Podobne rozwiązanie z doładowywanymi kartami widzieliśmy w metrze w Lille. Oprócz tych plastikowych są jeszcze bilety tradycyjne ale używają ich tylko ci, którzy do Adelaidy wpadają z jednodniową wizytą, bo są po prostu droższe. Linii metra jest 4 w tym dwie rozgałęzione więc można się całkiem sprawnie nimi po Adelajdzie poruszać. Oprócz tego jest osobna linia łącząca centrum z plażą Glenelg, po której kursuje zabytkowy tramwaj. Ale o czym to ja... a do kościoła jechaliśmy.
Wczoraj było u nas Boże Ciało. Tu obchodzi się je tydzień po Uroczystości Trójcy Przenajświętszej. Zgodnie z naszą ponadtygodniową tradycją udaliśmy się na mszę do kościoła świętej Małgorzaty. Jest to najbliższy kościół katolicki, w którym są msze po polsku.
Popołudnie spędziliśmy w centrum. Jak spojrzy się na Adelajdę z góry to centrum wygląda bardzo regularnie. Jest to taki prostokąt otoczony zielenią. W środku prostokąta umieszczone jest wszystko co zazwyczaj znajduje się w centrum dużego miasta, czyli hotele, banki i inne wieżowce. Jest to teren zabetonowany z wyjątkiem samego środka gdzie jest całkiem przyjemny obszar tzw. Victoria Square z zielenią i fontannami. W środku stoi pomnik królowej Wiktorii, przypominający kto tu rządzi(ł). Nie ma natomiast typowej starówki (no bo w sumie to trudno znaleźć coś starego w miastach Australii), samochody przejeżdżają przez sam środek Adelajdy a budynki są tylko stylizowane na stare. Takie kilkudziesięcioletnie miniaturki paryskiego Notre Dame. W jednej z takich miniaturek przez całą naszą bytność dzwoniły dzwony, trochę przypominające koncert carillonowy, z tym, że melodia była jednostajna. I grały na tyle głośno, że po paru minutach zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego one tak długo dzwonią.
Pospacerowaliśmy sobie po głównym deptaku czyli Rundle Mall. Jest to coś co wygląda jak adelajdzkie Krupówki, na środku których stoją dwie wielkie metalowe kule - obiekt, przy którym turyści robią sobie fotki. Połaziliśmy sobie też po parkach położonych przy River Torrens (nie wiem dlaczego nie Torrens River). Jest to krótka rzeka spływająca z leżących nieopodal Adelaide Hills (kolejna pozycja na liście miejsc do odwiedzenia). Parki są piękne i bardzo zadbane. Trawa krótko przystrzyżona (wiadomo dlaczego :) ) a po trawie łazi ciekawe ptactwo. Udało nam się ustrzelić (aparatem oczywiście) kolejne zwierzątka do naszej kolekcji fotografii żyjątek australijskich.
Wracaliśmy obok Owalu (robi wrażenie) i podziwialiśmy jak to wszystko ładnie jest tu zaaranżowane. Tuż przy dworcu znajduje się duży teren spacerowy, promenada w kształcie łuku prowadząca donikąd, tzn. idzie się nią tylko w celach spacerowych żeby przy jej końcu móc z góry podziwiać podświetlaną fontannę wytryskującą w środku rzeki. Przy brzegu rzeki znajdują się łódki, którymi można sobie popłynąć aż do ogrodu zoologicznego (kolejny punkt na liście :) ). To wszystko tuż obok ścisłego betonowego centrum. Podsumowując: ładnie.