Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bonn. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bonn. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 26 grudnia 2024

Bonn i wypięta dupa

 

Historia Bonn ma nieco ponad 2000 lat, czyli sporo. Miasto założone przez rzymskich legionistów. Miasto forteczne. Przed upadkiem muru berlińskiego była stolicą RFN teraz jest siedzibą kilku ministerstw, słowem duże piękne miasto z ciekawą historią i architekturą, tym bardziej zdziwiła mnie wypięta ... dupa.


A było to tak ... Powędrowałam na drugą stronę miasta, nie wiem czemu umyśliłam sobie, że powinnam znaleźć tu budynki z muru pruskiego. No i znalazłam ...dwa


Podczas fotografowania tychże, zagadał do mnie mężczyzna w średnim wieku. Okazało się, że jest architektem pół Niemcem pół Hiszpanem. Wyprowadził mnie też z mojego mylnego mniemania a propos ilości tego rodzaju budynków w Bonn. Zaprowadził mnie na powrót nad rzekę i pokazał ów wypięty zadek.

Okazało się, że ta część miasta była uboga i rzemieślnicza, w odróżnieniu od tej przeciwległej i raz w roku oddawano im klucze do bram miasta, możnym z drugiej części obcinano krawaty (jeśli dobrze zrozumiałam) i tego jedynego dnia władza była po tej stronie. Wypięta dupa symbolizuje stosunek tej części miasta to dej na przeciw :)

A nieopodal mamy figurę patrona tej strony czyli świętego Jana Nepomucena i kilka innych pomników przedstawiających mieszkańców tej części miasta np praczkę, czy skromną rodzinkę.

To co mnie zasmuciło, to to, że dość przebojowy, wykształcony człowiek okazał się też być "panem rasy wyższej". Jak pociągnęłam człowieka za język to usłyszałam jak to naród polski powinien być wdzięczny i właściwie podległy narodowcowi niemieckiemu, niemal bić pokłony za wszelakie dobro, które dzięki Niemcom otrzymał z Unii Europejskiej. Nie dyskutowałam, bo raczej nie miało to najmniejszego sensu tylko słuchałam, żeby dowiedzieć się, co też taki sobie napotkany człowiek myśli i to było  trochę straszne. Oczyma wyobraźni zobaczyłam człowieka w mundurze gestapo.

Było, ja wiem, około godziny 21.00 zatem jaśniutko bo to koniec czerwca jeszcze przed zachodem słońca. Minęła nas grupka hmm migrantów, czy też brzydko mówiąc ciapatych. Coś tam gadali, a mój towarzysz zapytał mnie czy zrozumiałam. Ja nie szprechen ni huhu więc człowiek powiedział, że teraz odprowadza mnie do mostu a ja nim mam iść prosto do hotelu i już sam przestał też tryskać humorem. I zasadniczo zrobił to co powiedział. Echhh




















Bonn czyli I love Haribo

Od dziecka kocham żelki Haribo. Oczywiście za komuny był to towar deficytowy ale z racji bycia mieszkanką Śląska posiadania babci jednej nazwijmy to rodzonej drugiej przyszywanej mających wtyki w RFN miałam niebywałe szczęście kosztowania tej ambrozji. I teraz jako star... dojrzała kobieta byłam w żelkowym niebie czyli w Bonn, gdzie znajduje się fabryka i firmowy sklep oczywiście.

Bonn nie powaliło mnie na kolana ale też nie mogę powiedzieć żeby mi się nie podobało. Pięknie usytuowane miasto po dwóch stronach Renu z sympatycznymi bulwarami do spacerowania, pobiegania, posiedzenia, czy co tam kto lubi. 

Samo miasto również sympatyczne i moim zdaniem godne poznania i polecenia. Niewiele znalazłam informacji o samym mieście. W przewodnikach jakieś całe cztery zdania, no dobrze może przesadzam, ale jak na to co zobaczyłam, to w dostępnych dla przeciętnego Kowalskiego opracowaniach jest stanowczo za mało. Nieco na czuja jak to zwykle robię czyli podczas zagubienia kontrolowanego postanowiłam poznać to miasto i w wielu miejscach mnie zaskoczyło bardzo pozytywnie.


 

Dla miłośników muzyki poważnej oczywiście obowiązkowym punktem jest Muzeum Beethovena. Mamy stamtąd pierdylion zdjęć ale chyba nie ma co ich tu wszystkich wrzucać. Melomanom i nie tylko BARDZO SERDECZNIE POLECAM!!!!








Wirydarz w muzeum.
Wejście :) i my.

Wybraliśmy się do tutejszego kościoła na mszę i okazała się być w prezbiterium, chyba była młodzieżowa, bo w przewadze młode śliczne twarze. Miała też element nieznany mi do tej pory, a mianowicie każdy (kto chciał) wsypywał łyżeczkę kadzidła do kadzielnicy coś jakby starotestamentalna ofiara kadzenia (tak myślę, ale pewna nie jestem).



Jest to najważniejszy kościół w Bonn, pod wezwaniem Kasjusza, Florencjusza i Marcina. Piękny przykład sztuki romańskiej, obecny gmach teoretycznie z XI wieku, w praktyce przebudowany po wielokroć a wnętrze i wyposażenie, no wiadomo, nawet z gotykiem ma niewiele wspólnego, choć znajdziemy tu oczywiście elementy związane z każda z epok. Ciekawe jest to, że było to miejsce koronacji kilku niemieckich królów, a także jest to miejsce pochówku kilku kolońskich arcybiskupów.

Kasjusz i Florencjusz byli nawróconymi legionistami rzymskimi, a święty Marcin to ten z Tours. Generalnie miasto założone w I przez legionistów rzymskich jako fort, więc stareee.

 



 Brama, piękna stara brama miejska z widoczną broną, czyli spadającą kratą.



Aaaa tam w tle firmowy, żelkowy sklep Haribo.


Haeven, I'm in haeven :) Tak jestem żelkowym potworem, na dzień matki zamiast kwiatów dostaję od dzieci żelki :) Kupiłam zapas w tym wspaniałym przybytku.





Przepięknie zachowany cmentarz żydowski, niezwykle zadbany (czyli jak nieżydowski)







 

































Przepiękny stary cmentarz. Jak zwykle spędzam w tego typu miejscach mnóstwo czasu.  Miejsce wiecznego spoczynku np. Roberta Schumanna.

Dzień drugi i popsuta noga

Już dzień wcześniej stwierdziłam, że popsuła mi się prawa stopa, a dokładnie kostka. Tak to bywa z nią od lat. Bolało jak diabli, sama nie w...