W pokoiku hotelowym (zdrobnienie ma tu swój wcale nieukryty sens) najbardziej zdziwił mnie widok z okna. No dobra, było to drugie piętro, zatem liczyłam się z tym, że widoków nie będzie, ale, że w zasadzie mogłabym dotknąć ściany sąsiedniego budynku - tego się nie spodziewałam. Czyli co, jak się buja bo się trzęsie, to się budynki stukają/opierają o siebie? Hmmm...
Widok z okna pokoju hotelowego. |
Apropos "się trzęsie", we wszystkich trzech hotelach, w których byliśmy, pod stolikiem/biurkiem w łatwo dostępnym, widocznym miejscu była latarka, do użytku w przypadku braku prądu. Co ciekawe, włączała się w momencie gdy się ją zdejmowało z wieszaka. Działająca, tak sprawdziliśmy :)
Latarka kryzysowa. Łatwo dostępna, od razu świeci. |
Co do rezerwacji "pokoików" w Tokio, to pierwszy raz zetknęliśmy się z opcją wyboru pomiędzy łóżkiem podwójnym, a "małym" łóżkiem podwójnym. Wybraliśmy to drugie, choć przyznam, że z tyłu głowy mieliśmy wyobrażenie typowych japońskim rozmiarów i związane z tym ryzyko zwisania kończyn poza krawędzią łóżka. Na szczęście wyobrażenie te okazały się przesadzone. Z drugiej strony ja, w przeciwieństwie do mojego męża, w pełni wpisuję się w japońską rozmiarówkę :)
Śniadanie pochłonęliśmy z wielką ciekawością (o jedzeniu będzie osobno) i ruszyliśmy w dalszą drogę. Cel: nie zgubić się i złapać shinkansena :)
Poniżej bardzo wymowny znaczek zakazujący jedzenia sztućcami. My jedliśmy pałeczkami, a głód powodował, że dość szybko zaczęliśmy się posługiwać nimi relatywnie sprawnie.
Na niektórych knajpkach znaleźć można takie zakazy. |
Ja i nasze walizki w dzielnicy Nihonbashi - centrum japońskiej finansjery. |
Budynki w Tokio nie są od siebie zbyt odległe. |
Rowerów w Japonii nikt nie przypina (oni chyba nawet nie znają pojęcia zapinka do roweru) i to jest piękne. W Japonii się z zasady nie kradnie, a Japończycy uwielbiają trzymać się zasad (nawet takich, które nam wydają się bezsensowne). Wyobrażałam sobie natomiast, że rowerzystów jest znacznie więcej. Byli, ale nie był to żaden tłum jednośladów. Następna zadziwiająca mnie, rzecz to to, że dość luźno traktowano istnienie ścieżki rowerowej. Przechodnie łazili po mniej, a rowerzyści z zapałem wjeżdżali na część dla pieszych. Może jest to jakiś objaw mikro buntu przeciw wszechobecnemu uporządkowaniu i uprzejmości (o tym też będzie póżniej).
Rowerów się tu nie przypina. W Japonii się nie kradnie, więc nie ma takiej potrzeby. |
Oznaczenie drogi dla rowerów. |
Tokio to wieżowce. Próbowałam sobie wyobrazić jak to jest, kiedy następuje trzęsienie ziemi, chociażby takie, jak nastąpiło tydzień przed naszym przyjazdem. Moja wyobraźnia to jednak słabiutka jest i wcale nie chciałam jej ubogacać przez doświadczenie :)
Przed przyjazdem do Japonii przeczytałam, że Japończycy to paskudni palacze i palić można wszędzie. Otóż Szanowni Państwo jest to jeden wielki mit. Przypuszczam, że tak było do niedawna, ale sytuacja zmieniła się na lepsze. Owszem palą dużo, ale tylko w wyznaczonych zamkniętych miejscach. Takich znaczków jak poniżej jest dużo w wielu miejscach, w parkach również.
Poniżej, to chyba wywiew z klimatyzacji, ale głowy nie dam sobie uciąć, rury były ooogromneeee.
Japaneese street art. |
Nie spieszyliśmy się bardzo, bo zameldowanie w hotelu w Tojamie mieliśmy dopiero o 16.00. Gdyby pogoda bardziej nam sprzyjała, pewnie spacerowalibyśmy dłużej.
oraz filmik z przyjazdu jednego z nich
Na powyższym filmiku oprócz samego pociągu widać również namalowane miejsca, w których należy ustawiać się w kolejce do pociągu. Na punkcie kolejek Japończycy mają bzika i spędzają w nich znaczną część życia :)
Shinkansen w środku jest bardzo wygodny, funkcjonalny, jest dużo miejsca na nogi, są odchylane fotele. Mimo, że nie jechaliśmy pierwszą klasą (zwaną klasą zieloną) to podróż była bardzo komfortowa i zawrotnej prędkości, z jaką mkną shinkanseny, w ogóle nie czuliśmy. Komunikacja w Japonii to jedna z tych rzeczy, którą pokochałam od pierwszego wejrzenia. Wnętrze shinkansena. |
Widok z okna w drodze to Tojamy. Bałam się, że spotka nas to samo, co w szybkiej włoskiej kolei (Frecciarossa) czyli nieustająca jazda w tunelach, gdzie widać nic. Tutaj owszem tunele się pojawiły, ale większość trasy to jednak mniej lub bardziej ciekawe widoki.
Widok z shinkansena w okolicach Nagano. |
Tojama, miasto, którego w zasadzie nie znalazłam w żadnym przewodniku o Japonii, gdzieś tam przeczytałam, że małociekawe, przemysłowe i generalnie do bani, czyli odkrywamy nieznane, czyli coś dla mnie :)
Tak nas przywitała Tojama - zieloną wystawą w małych ciężaróweczkach przed dworcem kolejowym:
Do hotelu mieliśmy jakieś półtorej minuty, a do 16.00 jakieś półtorej godziny. Siedzieliśmy więc sobie w otoczeniu ciężaróweczek i obserwowaliśmy ludzi, którzy zmierzali do lub z pociągu. Pierwsze moje spostrzeżenie, że większość kobitek chodzi w za dużych butach, ale tak dużo za dużych. Tak, że naszym oczom objawiały się kobiety/dziewczęta krzywiące nogi w "klapiących" półbutach. W jednej z książek o Japonii doczytaliśmy, że możliwym wyjaśnieniem tego stanu rzeczy jest to, że kobiety starają się wyglądać jak dziewczynki (co mają zapewniać im zbyt duże buty) bo wtedy są kawai. Kawai to słowo-klucz do zrozumienia różnych, czasem dziwacznych zachowań Japończyków.
Druga obserwacja to duże oczy, małoskośne, jakkolwiek to nie zabrzmi. Matko, one w większości chyba są po operacjach plastycznych! Trzecia to gigantyczne plecaki szkolne. Nasze dzieci w porównaniu z japońskimi to jakieś popierdułki noszą, serio.
Meldunek przebiegł bezproblemowo. Tym razem widok z okna nieco inny bo też i piętro 11 (w Japonii parter ma numer 1, tak dla zmyłki), a wszystkich pięter było 18. I teraz dopiero sobie uświadomiłam, że mogłam pojechać na to najwyższe, a jednak tego nie zrobiłam, ajj będzie trzeba tam wrócić ;)).
W Japonii parter to piętro o numerze 1. B1 oznacza poziom -1, B2 oznacza poziom -2, itd. |
A tu przestroga przed sprowadzaniem gości z zewnątrz do pokoju hotelowego. |
Widok z okna naszego pokoju hotelowego w Tojamie. |
Młoda w miarę godzina pozwoliła na spacerek po okolicy. Poszliśmy chyba do najbardziej znanego miejsca w tym mieście, czyli deptaku albo parku, jak zwał tak zwał, ze Starbucksem. Miejsce, które znałam z Internetów teraz zobaczyłam na własne oczy.
Tak, i wszystko jasne :) |
Obcy atakują, anime, manga...
a nie jednak nie...