Ponoć najlepiej klin klinem, ale jakoś ... eee nie tym razem.
Niespiesznie wstaliśmy i postanowiliśmy pojechać nad chyba najsłynniejsze słoweńskie jezioro, czyli Bled w miejscowości ... Bled.
Jezioro to znane jest z tego, że posiada wyspę, na której znajduje się jeden z najładniej usytuowanych kościołów na świecie. Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Obok jeziora znajduje się również zamek. Bardzo pocztówkowo.
Marcin postanowił się wykąpać tak jak spora rzesza ludzi, co tam zakaz, który był przy wejściu.
Ja natomiast moczyłam sobie nóżki.
Co można robić nad jeziorem... można popłynąć na wysepkę, można ponoć przejść jezioro naokoło, można wybrać się na zamek. Taaak można ale nie trzeba, a przynajmniej nam chwilowo wystarczyło siedzenie nad jeziorem cieszenie się słońcem i odpoczynek. Myślę sobie, że następnym razem chętnie zobaczę i kościół i zamek i przespaceruję się naokoło tego uroczego miejsca.
Uwaga, uwaga na tym nasze jeżdżenie się nie skończyło. Dnia zostało jeszcze sporo więc co tam a może przewieść cztery litery do Włoch, w końcu Włosi też fajne jeziora mają. Naszym celem stało się Lago Di Fusine, czyli dwa jeziora położone w samym sercu Alp Julijskich na granicy trzech Państw czyli Włoch, Austrii i Słowenii. No i powiem jedno: pięknie. Świetne miejsce na odpoczynek, na dzień wolny, złapanie oddechu, polecam. Tak było nie inaczej https://www.youtube.com/watch?v=bHQNqQ6RbV0