Dzień oczywiście rozpoczął się od śniadania (ale o tym jeszcze nie tym razem). Potem Marcin wyruszył na swoją konferencję, a ja, zupełnie inaczej niż Penelopa, nie czekając na swojego zajętego Odysa, ruszyłam w miasto.
Naczytałam się, że Japończycy są raczej mało komunikatywni i nieśmiali, ale niezwykle życzliwi i pomocni. Wymyśliłam sobie, że, żeby z kimś pogadać i kogoś poznać, wybiorę się na mszę. Nie doczytałam jednak, że msza o godzinie 10 jest tylko w piątki, więc nikogo nie poznałam i z nikim nie porozmawiałam (przynajmniej tego dnia). Ale po kolei...
Najpierw postanowiłam nawiedzić informację turystyczną znajdującą się po drodze, tak więc...
Weszłam do środka, a tam nienaganny porządek. Mój wzrok spotkał się z nieco zmieszanymi i wystraszonymi spojrzeniami dwóch uroczych Japonek, starszej i młodszej. W ciszy nas otaczającej niemal słyszałam ich myśli: "oby tylko od nas niczego nie chciała prrroszę". Postanowiłam zaryzykować. Panie bardzo się przejęły, i niestety, nie jest to mit, że Japończycy nie mówią lub moim zdaniem nie chcą mówić po angielsku (moja teoria mówi, że oni boją się popełniać błędy, czyli zupełnie inaczej niż ja; jeśli nie jest idealnie, to jest źle). W rezultacie Pani chodziła do komputera sprawdzić jak jest po angielsku piąta po południu itp. To była sytuacja bardzo obie Panie krępująca i zostałam przeproszona po wielokroć. Widząc ogromny dyskomfort, szczególnie młodszej Pani (w zasadzie miałam wrażenie, że jest bliska łez), wyciągnęłam pierniki i ulotki o Toruniu w języku japońskim, i zapewniłam, że były bardzo pomocne i wspaniale sobie poradziły i w zasadzie sama miałam ochotę je przeprosić. Oni są naprawdę bardzo mili i robią wszystko co mogą, żeby pomóc.
Potem poszłam szukać kościoła. W międzyczasie znalazłam zbór braci protestantów, zrobiłam ze trzy kółeczka i udało się. Kościół był, tylko jak już wspomniałam mszy nie było.
Wróciłam więc w okolice informacji turystycznej, mając mocne postanowienie, że już nigdy tam nie wejdę, co by nie przyprawiać nikogo o palpitację serca (tak, miałam wyrzuty sumienia). Była tam najbliższa atrakcja turystyczna - ruinki i odbudowany pałac nad zachowaną częścią fosy z bardzo ładnym okalającym teren parkiem. Zwiedziłam ów pałac cesarski i muzeum, które było poświęcone niby parzeniu herbaty, ale nazwijmy go muzeum naczyń.
|
Pozostałości po pierwotnym pałacu cesarskim. |
|
Dom herbaty/naczyń. |
Jak myślicie ile osób mówiło tam po angielsku?
W kasie, Pani pokazała mi kartkę po angielsku, a ja pokazałam jej palcem, jaki chcę bilet. W drugiej kasie po prostu pokazałam bilet, ponieważ kupiłam bilet łączony, a Pani w kasie wyraźnie odetchnęła. Ekspozycja cała w języku japońskim, były dwie plansze z tytułami po angielsku, ale cała reszta planszy była po japońsku. Tak jakby chcieli mi pokazać, jakbyś umiała po japońsku, to byłoby o tym, tere fere. Część wystaw czasowych miała podpisy po angielsku, brawo. W pałacu można wejść na wieżyczkę tegoż, co oczywiście uczyniłam.
|
Pomnik poświęcony pokojowi, w nawiązaniu do II wojny światowej. |
|
Park, w którym spędziłam masę czasu, bo ładnie i cień, w wielu miejscach ze względu na brak roślin, człowiek spacerujący czuje się jak jajo sadzone. |
|
Odbudowany pałac cesarski z kawałkiem zachowanej fosy. |
Pospacerowałam, posiedziałam, odpoczęłam, no i co... miałam pewne informacje, w końcu byłam w informacji turystycznej... ale postanowiłam zaryzykować i zrobić to, co robię w każdym zwiedzanym mieście - w sposób w miarę kontrolowany się zgubić. Do tej pory wszystko jedno co to za miasto czy Barcelona, czy Florencja, czy Paryż, zawsze znajdowałam jakiś smaczek, coś czego absolutnie nie można znaleźć w przewodnikach, a co wprawiało mnie w zdumienie, zachwyt, zadziwienie, więc to w końcu Japonia, no tutaj to ja dopiero odkryję. No więc idę, idę, idę i idę i nic, absolutnie nic. Wszędzie pusto, gdyby nie samochody, pomyślałabym, że miasto wymarło. Zabudowa jak na klasycznych przedmieściach, nieco zniszczona, bez ogródków (na to szkoda miejsca), żadnych bonsai i domów z klasycznymi daszkami. Czasem, jeśli komuś chyba zabrakło asfaltu czy betonu, jakieś rośliny zdołały się przebić. Zaczął ogarniać mnie smutek, bo nagle Japonia zaczęła jawić mi się zwyczajnie, bez mega pociągów, przeszklonych wieżowców, czyszczących tyłki toalet, mangi, wszechobecnej techniki, wszystkiego tego co tradycyjnie i bardzo stereotypowo kojarzy się z Japonią. Nagle odkryłam, że w części, w której się znajduję, jest jak... no nie wiem, jak w Dąbrowie Górniczej, czy innej Bydgoszczy na przedmieściach. I nagle smutek trochę zmieszał się z irytacją, no bo jak to tak, przebyłam 15 tysięcy kilometrów i nic...??? w dodatku nikt nie chce ze mną rozmawiać...a muzeum, które miałam jeszcze zwiedzić po drodze, było w bibliotece bez żadnych oznaczeń, które byłyby dla mnie zrozumiałe, więc nabzdyczona poszłam dalej. W takim wisielczym nieco humorze zaczęłam w sumie wracać, dalej się trochę gubiąc i znalazłam przy okazji mnóstwo ichniejszych kapliczek, potężną świątynię (a właściwie kilka) oraz szlak rzeźb nad kanałem, a przy jednej z nich jakiś Japończyk (sam z własnej nieprzymuszonej woli i dodam, że był trzeźwy) widząc, że robię zdjęcia, pięknym angielskim powiedział, że znajdę jeszcze wiele takich, jeśli pójdę dalej wzdłuż kanału. Moje zdziwienie było tak potężne, że tym razem ja miałam problem, żeby wydukać z siebie coś więcej niż dziękuję.
|
W Tojamie przestałam Japonie kojarzyć tylko i wyłącznie z tłumami. |
|
Potem odkryłam, że z drugiej strony było wejście do szkoły. |
|
W tle zbór protestancki |
|
Bramy świątynne. |
|
Lwopies - stały element strzegący świątyni. |
|
Do każdej świątyni prowadzą trzy bramy. |
|
Sympatyczne rzeźby, chyba znaki zodiaku ale uwaga nie sprawdziłam, więc może pozostańmy na tym, że sympatyczne. |
|
Miejsce obmycia, zawsze z instrukcją. |
|
Koń to również powtarzający się element. |
|
Przyglądałam się modlącym. |
|
Modlitwa: głęboki ukłon, modlitwa, wrzucenie ofiary, zaklaskanie w dłonie, ukłon, koniec |
|
Kapliczki są wszędzie, poświęcone różnym bóstwom oczywiście. |
|
Nie wiem czy one buddyjskie czy shintoistyczne. Zasłonki były zawieszone tak aby zasłaniać twarz bóstwa. |
Lokalizacja rzeźb nad kanałem
|
Te kanały porośnięte są drzewami wiśniowymi. Istnieje możliwość wykupienia rejsu. |
|
Mosty. Niby nic, ale kompozycja z "tłuczonego" szkła, które zaczynało świecić, wyglądała pięknie. Zabrakło tylko kwitnących wiśni. |
Taka to oto zwyczajna niezwyczajna Japonia objawiła się tego dnia, bo przecież wszędzie wszyscy jesteśmy tacy sami i tylko od nas zależy, co tak naprawdę chcemy odkryć, a odkrywać można zawsze, siebie też.
|
Tyle zostało z kwitnących wiśni. |
Temperatura zaczęła spadać i mnie humor powracał. Kanał prowadził wprost do parku z pałacem cesarskim, od którego zaczęłam. Było już po osiemnastej, więc zaraz mój Odyseusz miał skończyć swój dzień konferencyjny, a że pałac znajduje się również obok centrum konferencyjnego, stał się dobrym miejscem spotkania. Wracając do hotelu znaleźliśmy na skwerku piękną fontannę, wśród przeszklonych wieżowców. Posiedzieliśmy, pogawędziliśmy i wróciliśmy do hotelu, jakoś po 22.00, czyli w chwili kiedy tak na prawdę życie zaczyna zamierać.
|
Tłumów nie ma. |
|
Tłumów nie ma, ale my jesteśmy.
|
No dobra przy fontannie jedliśmy jakieś coś, ale o jedzeniu będzie innym razem :D