Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anstey Hill Recreation Park. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anstey Hill Recreation Park. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 1 marca 2018

Polowania na kolczatkę część druga

U nas w weekendy stosujemy się do matematycznej formuły: ładna pogoda + weekend = wycieczka. Tak było i tym razem. Nasze ambicje odnalezienia kolczatki nie zostały ostatnio zaspokojone, więc postanowiliśmy, że nie dajemy za wygraną i idziemy jej szukać. Po raz drugi pojechaliśmy na Anstey Hill, ale tym razem wybraliśmy drugą połowę parku. Pojechaliśmy opisaną już ostatnio drogą ekspresową dla autobusów. Już na nas takiego wrażenia nie wywarła, bo po ostatniej przejażdżce wiedzieliśmy, że jest spora szansa by przejażdżkę przeżyć :). 
Drugie podejście kolczatkowe również było nieudane. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy to przez nasze głośne potomstwo, czy może kolczatki śpią (podobno jak jest zimno to wpadają w hibernację). No ale skoro od lipca do września się parują, to chyba choć trochę się ruszają... A że tu są, to wiemy na pewno, bo ostatnio kolega z pracy pochwalił się Marcinowi filmikiem z kolczatką.
No więc kolczatkę zostawiamy na potem. Ale za to inna endemiczna zwierzyna obrodziła. Na początku widzieliśmy walabie (takie małe kangurki). Nie były zbyt płochliwe, więc udało się zrobić ładne fotki. Potem poszliśmy szlakiem kopalń, wdrapaliśmy się na górę płosząc przy tym mnóstwo kangurów. Jak jednocześnie skacze całe stado to aż ziemia dudni. 
Na szczycie zrobiliśmy sobie piknik (obowiązkowy punkt wypraw z dziećmi) i ruszyliśmy dalej. Mój mąż pierwszy wypatrzył koalę. Siedziała bardzo nisko więc podeszliśmy pogadać. Aga nawet wdrapała się trochę na eukaliptusa, na co koalka reagowała dziwnym spojrzeniem. Ale trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka to te miśki bardzo ruchliwe nie są. Obudzą się, popatrzą w lewo, popatrzą w prawo, zasną, obudzą się,... Schodzą z drzewa tylko po to, żeby wejść na inne. Prawdziwym hitem wycieczki była kolejna koalka, wypatrzona tym razem z oddali przez Agę. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że trzyma w łapkach małe koalątko. Widok przeuroczy (no i 40 puntów za podwójną koalę :) ). Ale w tej konkurencji i tak zawsze wygrywam ja, więc żeby tej dobrej tradycji nie zmieniać, wyostrzyłam zmysły i do końca wycieczki wyszłam na prowadzenie wypatrując kolejne misie. Ogólnie rzecz ujmując wyprawa bardzo udana, dzieci wymęczone, nogi bolą po kilkunastu ładnych kilometrach. Można powiedzieć, że był to szlak bolącej szyi, bo z jednej strony szukać koali, z drugiej wypatrywać kangurów, z trzeciej kolczatki, z czwartej uważać na węże, pająki i kangurze kupy... Piękna wycieczka :)




















środa, 28 lutego 2018

Anstey Hill, czyli w poszukiwaniu kolczatki

W sobotę miała być ładna pogoda, więc zaplanowaliśmy wyprawę na Anstey Hill. Wyruszyliśmy z wielkimi nadziejami napotkania kolczatki i oposów.
Wzgórze to położone jest blisko 20 kilometrów od centrum Adelajdy. My podróżujemy póki co publicznymi środkami transportu, więc podróż zajęła nam jakieś 80 minut. Pierwszy raz mieliśmy okazję podróżować ekspresową drogą dla autobusów. Droga wygląda hmmm jakby to nazwać ... efektownie. Tzn. autobus jedzie po takich betonowych prowadnicach o rozstawie i szerokości mniej więcej kół pojazdu. Między prowadnicami jezdni żadnej zdecydowanie nie ma. Po tym czymś poruszają się tylko i wyłącznie autobusy. Ten odcinek drogi przebywa się szybko. Szybkość z jaką poruszaliśmy się po tych prowadnicach zrobiła na nas spore wrażenie :) Pierwsza reakcja przy wjeżdżaniu na to coś to lekkie niedowierzanie, że da się po tym jeździć. Niedowierzaniu towarzyszą szeroko otwarte oczy. Oczy otwierają się szerzej po zobaczeniu ograniczenia prędkości do 100km/h. Pytania jakie wtedy się cisną do głowy zaczynają się od: "co by było gdyby..." Tak czy inaczej, wbrew temu co nam nasza intuicja podpowiadała na miejsce dotarliśmy cali i zdrowi.
Wzgórzem Anstey opiekują się wolontariusze. Wiele parków zrzesza tzw. przyjaciół parku, którzy nieodpłatnie dbają o porządek na ścieżkach, rekonstrukcję roślinności po pożarach itd. Park ten jest jednym z tych nielicznych miejsc, gdzie nie ma strefy piknikowej (czyli BBQ, toalet, placu zabaw, ławeczek), czyli jest trochę bardziej dziko. 
Niestety zawiodła nas pogoda, było mgliście, trochę co jakiś czas padało. Nie było jakoś specjalnie zimno, a deszcz raczej straszył niż padał, więc wyruszyliśmy na poszukiwanie kolczatki. Miejsce okazało się ładne, z mnóstwem świergoczących ptaków i kwitnących sezonowych roślin. Znajdują się tam ruiny szklarni, cieplarni, mleczarni i innych budynków z połowy XIX w. należących kiedyś do rodziny Newmanów.
W parku jest szereg kopalń i kamieniołomów. Intensywnie eksploatowano teren, wydobywano dolomit, piaskowiec, kwarcyt, znaleziono także złoto, srebro, miedź. A propos kamieniołomów to poszliśmy sobie zobaczyć taki jeden z jeziorkiem, potem okazało się, że tam nie można wchodzić, to teren prywatny, a nie teren parku. Nikt nas nie pogonił tylko po prostu napotkaliśmy tabliczkę. Przeglądając Internety można znaleźć zdjęcia, które wliczają ów efektowny kamieniołom w teren parku. 
Nie spotkaliśmy kolczatki ani oposów, ale było sporo koali i kangurów, co w dalszym ciągu jest dla nas nie lada atrakcją :) Oprócz tego zrobiliśmy zdjęcie niebieskiemu ptaszkowi, którego widzieliśmy już parę razy ale zbyt szybki był. Ptaszek zwie się chwostka szafirowa po polsku, a po angielsku ładniej superb fairy. Kolczatki szukaliśmy z ogromnym zacięciem, nawet chodziliśmy po buszu, a nie po ścieżkach. A to dlatego, że niechcący się trochę zgubiliśmy i weszliśmy na teren gdzie ścieżek nie było. Zdaliśmy się na gps. Plusem jest to, że spotkaliśmy wiele kangurów, które zerkały zza drzew i śledziły nasze poczynania. Od południa pogoda stała się znacznie ładniejsza, więc i zdjęcia powrotne wyszły ładniejsze. Przeszliśmy kawałek tego parku, a następnym razem spróbujemy z innej strony, nie odpuścimy spotkania z kolczatką tak łatwo, bo to po pierwsze bardzo sympatyczne zwierzątko ;) a po drugie jedyny stekowiec jakiego mamy szansę spotkać. Drugi stekowiec to dziobak, który występuje we wschodniej Australii i Tasmanii, czyli na terenach, gdzie raczej się nie będziemy zapuszczać. I kolczatka, i dziobak wyglądają bardzo dziwacznie. Ciągle niewiele o nich wiadomo, ale do tego już przywykliśmy. W Australii nieustannie się coś odkrywa, to kontynent w większości niepoznany. Np. w lipcu odkryto 13 nowych gatunków pająków podczas dziesięciodniowej wyprawy naukowców na Przylądku York w Queensland. O tym jak bardzo mało poznany jest ten kontynent jeszcze kiedyś napiszę :)







































Dzień drugi i popsuta noga

Już dzień wcześniej stwierdziłam, że popsuła mi się prawa stopa, a dokładnie kostka. Tak to bywa z nią od lat. Bolało jak diabli, sama nie w...