W niedzielę, po tradycyjnej już wyprawie do kościoła i na obiad, poszliśmy do National Railway Museum. Od czwartku odbywała się tam zabawa rodzinna Family Fair Fun.
Szczególnie interesował nas namiot z australijskimi zwierzętami. Mamy świadomość, że nie uda nam się wielu z tych zwierząt zobaczyć na wolności. Przynajmniej żywych,bo martwe to już niektóre konsumowaliśmy :) Powiem więcej, z niektórymi z tych zwierząt wcale nie chciałabym się spotkać.
Poszliśmy i to co zobaczyliśmy to spory tłum ludzi i zaraz na początku zaczęłam żałować, że nie wybrałam się z dziećmi np w czwartek. W niedzielę raczej należało spodziewać się większej liczby zwiedzających. Myślę, że to mogło być przyczyną braku namiotu ze zwierzętami. Szukaliśmy i szukaliśmy owego namiotu i nie znaleźliśmy. Oczywiście nie wykluczam, że był w jakimś zacisznym miejscu, a my ciućmy źle szukaliśmy. No nic trudno, do dyspozycji mamy jeszcze zoo.
Udało się jedynie Marcinowi i Szymonowi pogłaskać jakiegoś zielonego węża, z którym przechadzał się jakiś ktoś. Ja z dziewczynkami byłam w tym momencie na przejażdżce kolejką parową.
Samo muzeum kolei, jak to muzeum, tzn. pociągi, dużo pociągów, bardzo dużo. Do niektórych można było wejść, albo się na nie wdrapać, co skwapliwie czyniliśmy. Można było przejechać się uroczym małym, ale bardzo głośnym pociągiem, ciągniętym przez lokomotywy Thomasa i Henrego, dużym pociągiem parowym i kolejką spalinową. Myślę, że dla miłośników kolei muzeum jest ciekawą pozycją do zobaczenia, dla mnie, co tu dużo ukrywać, jakoś specjalnie pasjonujące nie było. Dzieciom chyba najbardziej podobała się możliwość obsługi sygnalizatorów (światełka, dzwonki, zwrotnica).
Maluchy zaciekawione były również makietą z modelami jeżdżących pociągów. Makieta przedstawia rzeczywisty odcinek kolei z portem i Adelaide Hills. Był tam też mały pokoik, z takimi "zabawkami" - skrzyneczkami z korbką, gdzie po pokręceniu, coś się działo. To co można było zobaczyć niekoniecznie przeznaczone było dla małych dzieci, ale co tam, kręcenie korbką fajne. Na koniec Marcin zabrał dzieci do spalinówki i podczas przejażdżki dzieci mogły być w kabinie maszynisty i trąbić. Głośno trąbić. A to wystarcza by dzieci zadowolić :)