sobota, 24 lutego 2018

Zima w Australii - kącik działkowca



Zima w Australii jest łagodna. Tutejsi narzekają, że jest bardzo zimno. No cóż, my możemy powiedzieć, że najwyżej jest chłodnawo. Temperatura od 10 do 20 stopni w dzień nie specjalnie nas przeraża.
Chłodne dni i deszcz sprzyjają roślinności w przydomowych ogródkach. O ile u nas w Polsce w zimie jest szaro buro i ponuro, ewentualnie biało, to tutaj wszystko kwitnie, owocuje i wydaje nasiona. 
Na dowód zrobiłam kilka zdjęć. Oczywiście niezręcznie mi było focić pod cudzymi domami, więc wiele z naprawdę pięknie kwitnących roślin nie zrobiłam, a te, które zrobiłam były raczej gdzieś z boku. Np. nie zrobiłam zdjęcia pelargonii, dobrze znanych w Polsce roślin chodowanych na balkonach i parapetach. Tutaj rosną sobie w ogródkach, a ich wielkość porównać można z dużym krzewem lub niedużym drzewkiem.
Udało mi się wzruszyć też pewną starszą Australijkę, której tłumaczyłam, że robię zdjęcia dla Was, na bloga, i chcę pokazać jak w Australii jest ładnie. Pani się w sposób widoczny wzruszyła, w sumie może coś powiedziałam nie tak ;) "po mojemu angielskiemu" :D a swoją drogą nie macie pojęcia jak od mówienia po angielsku czasem bolą mnie ręce :D



























Adelajdzkie mozaiki



W wielu miejscach w Adelajdzie spotkać można mozaiki. Niby nic wielkiego, a jednak mnie osobiście urzekły. Głównie pełnią funkcję estetyczną, bywa jednak, że również informacyjną.
Szukałam jakiegoś drugiego dna tych mozajek, ale szczerze mówiąc nie znalazłam. Moim zdaniem nawiązują do obrazków aborygeńskich, nie tylko kolorystyką, lecz także budową. Te aborygeńskie małe dzieła sztuki często mają formę czegoś w rodzaju mozaiki.
Gdzie można je znaleźć? Wszędzie: na ścianie na dworcu kolejowym, na chodniku, na bramie wejściowej do parku, na siedzisku ławki. Przedstawiają australijskie zwierzęta, rośliny, zabytki, a nawet literkę "i", jak informacja :) Poniżej przykłady.








National Railway Museum, czyli coś dla miłośników kolei

W niedzielę, po tradycyjnej już wyprawie do kościoła i na obiad, poszliśmy do National Railway Museum. Od czwartku odbywała się tam zabawa rodzinna Family Fair Fun. 
Szczególnie interesował nas namiot z australijskimi zwierzętami. Mamy świadomość, że nie uda nam się wielu z tych zwierząt zobaczyć na wolności. Przynajmniej żywych,bo martwe to już niektóre konsumowaliśmy :) Powiem więcej, z niektórymi z tych zwierząt wcale nie chciałabym się spotkać.
Poszliśmy i to co zobaczyliśmy to spory tłum ludzi i zaraz na początku zaczęłam żałować, że nie wybrałam się z dziećmi np w czwartek. W niedzielę raczej należało spodziewać się większej liczby zwiedzających. Myślę, że to mogło być przyczyną braku namiotu ze zwierzętami. Szukaliśmy i szukaliśmy owego namiotu i nie znaleźliśmy. Oczywiście nie wykluczam, że był w jakimś zacisznym miejscu, a my ciućmy źle szukaliśmy. No nic trudno, do dyspozycji mamy jeszcze zoo.
Udało się jedynie Marcinowi i Szymonowi pogłaskać jakiegoś zielonego węża, z którym przechadzał się jakiś ktoś. Ja z dziewczynkami byłam w tym momencie na przejażdżce kolejką parową.
Samo muzeum kolei, jak to muzeum, tzn. pociągi, dużo pociągów, bardzo dużo. Do niektórych można było wejść, albo się na nie wdrapać, co skwapliwie czyniliśmy. Można było przejechać się uroczym małym, ale bardzo głośnym pociągiem, ciągniętym przez lokomotywy Thomasa i Henrego, dużym pociągiem parowym i kolejką spalinową. Myślę, że dla miłośników kolei muzeum jest ciekawą pozycją do zobaczenia, dla mnie, co tu dużo ukrywać, jakoś specjalnie pasjonujące nie było. Dzieciom chyba najbardziej podobała się możliwość obsługi sygnalizatorów (światełka, dzwonki, zwrotnica).
Maluchy zaciekawione były również makietą z modelami jeżdżących pociągów. Makieta przedstawia rzeczywisty odcinek kolei z portem i Adelaide Hills. Był tam też mały pokoik, z takimi "zabawkami" - skrzyneczkami z korbką, gdzie po pokręceniu, coś się działo. To co można było zobaczyć niekoniecznie przeznaczone było dla małych dzieci, ale co tam, kręcenie korbką fajne. Na koniec Marcin zabrał dzieci do spalinówki i podczas przejażdżki dzieci mogły być w kabinie maszynisty i trąbić. Głośno trąbić. A to wystarcza by dzieci zadowolić :)



















Ładna pogoda hahaha

Ostatnio naszym ulubionymi, i wypatrywanymi na pogodowych stronach słowami, są "mostly sunny". Dzisiaj miała być ładna pogoda. Nie wystarczyło nam jednak samozaparcia na dalekie wędrówki. No ale uznałam, że skoro ma być ładnie, to przynajmniej pojadę z dziećmi na plażę, jakiś zamek z piasku zbudować. "Ładność" pogody polegała na tym, że nie padało.
Aga postanowiła uwierzyć prognozie, na przekór temu, co nas otaczało, i moczyła nogi. A nawet z dumą stwierdziła, że woda sięgała jej do kolan, brrr.



Prorosyjsko w Niemczech? Witaj w Darmstadt