Darmstadt to kolejne niemieckie miasto, które dane mi było poznać przez 3 dni. Nie jest to wielka czy też sławna metropolia więc o niej również polskie przewodniki książkowe milczą. Czyli jest to wyzwanie w sam raz dla mnie jako tej chodzącej, zaglądającej w każdą dziurę, zagadującej tudzież dającej się zagadnąć przez miejscowych.
Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to brak flag ukraińskich, wyrażających jedność z broniącym się narodem (i w Bonn i Kolonii takie flagi widzieliśmy). Tym bardziej mnie zdziwiła obecność przepięknej cerkwi w dość reprezentacyjnym miejscu.
No więc od początku...
Jest to miasto średniowieczne wspominane w XI wieku (też coś w Bonn czasy rzymskie się kłaniają). Prawa miejskie otrzymało dopiero w połowie XIV wieku. Rozbudowane przez jakiegoś Francuza po barokowemu.
Zniszczone przez naloty dywanowe podczas II wojny.
Zacznę od elementu poznanego przeze mnie na samym końcu a było to muzeum zamkowe Palace-Museum Darmstadt. Po ogrodach, (po części usytuowanych w dawnej fosie moim zdaniem) można odwiedzić i przespacerować się za darmo. Samo muzeum jest płatne ale na spokojnie cena nie jest zaporowa. Wejścia były o pełnych godzinach wyłącznie z lokalnym przewodnikiem i nie można robić zdjęć. Obsługa muzeum jest przesympatyczna i byłam jedyną zwiedzającą zatem przewodnik był na moją wyłączność bidulek ;) Gadaliśmy zatem po angielsku aż okazało się, że ja z Polski, a mój przewodnik potrafił po polsku. Nie był Polakiem był jak najbardziej rodowitym Niemcem, ale po upadku muru berlińskiego jego żona otrzymała propozycję aby uczyć w Polsce niemieckiego, wyobrażała sobie, że będzie to Kraków, a wylądowała w Radomiu, cóż ;) ponieważ sytuacja trwała kilkanaście lat Pan ów nauczył mówić się po polsku.
I tutaj wychodzą nam spore związki z Roją, a mianowicie księżniczka Alicja, urodzona właśnie tutaj to Caryca Aleksandra Fiodorowna, święta kościoła prawosławnego żona cara Mikołaja II tadam.
Kawałek starego muru, fajnie wchodzi w szklaną nowoczesną fasadę budynku. A inne stare kawałki wyglądały tak :)
Przespacerowałam się nieco pod górkę a tam znalazł się Kościół św. Ludwika, piękna monumentalna rotunda
Koło kościoła tegoż taki sobie placyk, żeby przysiąść, pochlapać się w fontannach, pojeździć na rolach.

Jeśli chodzi o kościoły, to byłam chyba w każdym lub przynajmniej obok (w promieniu kilku kilometrów od centrum), nie spotkałam się jakoś z ich opisami lub szczególnymi walorami, na które mogłabym zwrócić uwagę. Kilka fotek z różnych kościołów poniżej.
Bodaj najsłynniejszy kościół tego miasta to cerkiew, czy też kaplica rosyjska poświęcona Marii Magdalenie, tuż obok jest tak zwana wieża ślubów. Idzie się tam parkiem jest bardzo ładnie.
Obok kaplicy i wieży
(Mathildenhöhe i Hochzeitsturm) znajduje się kawiarenka i tam poznałam
przesympatycznego człowieka o imieniu Hennig, który sobie coś szkicował,
udało się poprosić go o narysowanie czegoś dla mnie i tak powstał
klasyczny, niemiecki turysta. Absolutnie uroczy człowiek, chyba nieco zdziwiony, że zwiedzam właśnie Darmstadt. Zachęcam do zaglądnięcia na stronę Henniga https://www.studte-cartoon.de/
Ogród różany i Prinz-Georg Garten, Herrngaten absolutnie nie leżą koło siebie ale powiedzmy, że tematycznie powiązane, jedno i drugie miejsce może nie powala na kolana ale sympatycznie się tam spaceruje. Dodatkowo Herrngaten jest najstarszym terenem służącym rekreacji powstał w XVIIIw.
Oranżeria:
Lwia brama - wejście na Wzgórze Różane
Darmstadt to ciekawe uliczki, kamienice, sporo rzeźb i pomników. W sumie nic dziwnego, ponieważ Wielkiego Książę Ernest Ludwik założył tutaj Kolonię Artystów. Mieści się też tutaj Niemiecki Instytut Kultury Polskiej.
Miasteczko bardzo mi się podobało, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi było tak normalnie, spokojnie, a wiele miejsc było urokliwych. Cytując poetę Kasimira Edschmida „Darmstadt posiada swoje własne oblicze:
pogodne, dystyngowane, niezbyt fantazyjne. W gruncie rzeczy
konserwatywne, ale mimo to bezustannie odmładzane i inspirowane przez
nowe trendy”. Polecam!