Jak zawsze w niedzielę postanowiliśmy iść do kościoła. Sprawdziliśmy w Internecie msze, okazało się, że w miarę blisko (czyli jakieś 2,5 km w jedną stronę) znajduje się kościół katolicki, w którym odbywają się msze w języku polskim, o zgrozo o 8 rano. No nic jesteśmy twardzi, zatem wstaliśmy, i poszliśmy. Z wywieszonym jęzorem dotarliśmy do kościoła punkt ósma, po czym okazało się, że msza jest na 8 30. Przeczekaliśmy przy okazji podziwiając drące ryja ptactwo, np stado kakadu. Kapłan odprawiający mszę był bardzo schorowany, ledwo się poruszał i komunikował na siedząco.
Wracając podziwialiśmy australijskie ogródki, drzewka pomarańczowe, mandarynkowe, cytrynowe, grapefruitowe, wszystkie oczywiście miały gałązki pełne owoców. Normalnie wyglądają jedynie róże, irysy i żonkile. Pod domem mamy coś co wygląda jak duże drzewko szczęścia i kwitnie na biało. Rośliny są niesamowite, jest ich całe mnóstwo.
Pogoda jest bardzo kraciasta. Pomyślicie ciepło i sucho. Nic bardziej mylnego jak powiedział klasyk. Przez ostatnie 2 dni lało i to całkiem porządnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz