Lot trwał jedyne osiem godzin. Wszyscy czuli się dobrze. Nastolatka jeszcze była lekko blada i mało jadła ale już humor dopisywał. Maluchy dostały, w czymś takim jak nasz worek na kapcie tylko mniejszy, kolorowanki i jakieś tam drobiazgi. W sumie rzeczy te nie były używane bo możliwość niemalże nieograniczonego oglądania bajek zwyciężyła. Lot bardzo spokojny. Widziałam burzę, piękne błyskawice. Minęliśmy ją szybciutko i nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia, a ponieważ byliśmy powyżej to samolotem nawet nie zabujało. Schodzenie do lądowania następowało dość szybko i po raz pierwszy poczuliśmy dyskomfort w uszach. Nie wiem czy maluchy coś poczuły bo tradycyjnie świetnie się bawiły i na taki drobiazg nie zwróciły uwagi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Potuptaliśmy na śniadanie, które jak zwykle było jedną wielką przygodą. Po czym zostawiliśmy walizeczki w recepcji hotelu i ruszyliśmy w mia...
-
No to lecim... Nasza podróż rozpoczęła się o 13 maja o 4.40 rano, kiedy to wsiedliśmy do pociągu - etap pierwszy to oczywiście dotarcie na l...
-
Każdy, kto nas zna, wie, że istotną dla nas sprawą jest uczestnictwo we Mszy Świętej. Wiecie już, że jeździmy do kościoła na Ottoway, wieci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz