piątek, 4 lipca 2025

Dzień drugi i popsuta noga

Już dzień wcześniej stwierdziłam, że popsuła mi się prawa stopa, a dokładnie kostka. Tak to bywa z nią od lat. Bolało jak diabli, sama nie wiem dokładnie czemu, raczej jej nie przeforsowałam, bo i nie było czym. Może spiesząc się nadto, na żwirku postawiłam ją jakoś niefortunnie. No nic, nie ważny powód, ważne, że boli. Nie sprawdziła się prognoza i mogłam na pełnym luzie iść dzisiaj w góry. Dzień zapowiadał się przepięknie. No więc wymusiło to niejako spędzenie dnia bardzo powolnego i rekreacyjnego. Powlokłam się ja i moja noga w stronę Bergisel. Po drodze zahaczyłam o dwa bardzo ładne kościoły (to te, które widać w kadrach reporterskich podczas skoków narciarskich). Na jednym wisiała ogromna polska flaga, prawdopodobnie z powodu Jana Pawła II, który podniósł rangę kościoła do bazyliki (choć może istnieć jeszcze inny powód, o którym nie wiem). Podobno rzymscy legioniści mieli tu czcić obraz Matki Bożej. Drugi klasztor i kościół premonstratensów (nazwa zupełnie mi była nieznana) czyli norbertanów położony na starej rzymskiej osadzie, również robi niesamowite wrażenie.

 

















Do Bergisel można dojechać autobusem, ale ja i moja noga postanowiłyśmy przejść się sympatyczną, wiodącą dość ostro pod górę, parkową ścieżką. U góry też jest bardzo ładny park, można podziwiać panoramę i zwiedzić muzeum (było zamknięte, może jeszcze tu wrócę). Sama skocznia jest dość mocno obudowana, zaraz przy wejściu jest kasa i jakoś nie miałam ochoty płacić za to wejście. Zeszłam zatem i udałam się do mijanego przeze mnie muzeum dzwonów, które serdecznie polecam. No ubawiłam się w nim przednio, a dodatkowego smaczku dodaje fakt, że muzeum mieści się w odlewni, która działa od ponad 400 lat. Można wejść na halę produkcyjną i przyjrzeć się jak wygląda piec odlewniczy. Miałam okazję zobaczyć trzy piękne stare dzwony, które właśnie przyjechały z Francji do renowacji. No oglądać, ale także stukać i pukać w różnego typu dzwonki. Było super. 
















 

Po zrobieniu bardzo drobnych zakupów wdepnęłam do domu, żeby coś zjeść po czym usnęłam jak niemowlę i tak sobie spałam (ja i moja noga) przez ponad półtorej godziny. Dzielnie zwlokłam się z łóżka i poszłam w drugą stronę, stronę już mi znaną (wszak dzień wcześniej przebiegłam tam dwa razy). I tak do wieczora spacerowałam robiłam zdjęcia wchodziłam do kościołów, podziwiałam zabudowę, To jest naprawdę piękne miasteczko, czyste i zadbane. Na koniec postanowiłam wejść na jedną z wież i popatrzeć sobie na miasteczko z góry. Nie, nie było windy ale ja i moja noga byłyśmy bardzo dzielne.




















Tak, to wieżyczka schodowa :)



 Ps. Zdjęcia powklejały się na chybił trafił


Dzień drugi i popsuta noga

Już dzień wcześniej stwierdziłam, że popsuła mi się prawa stopa, a dokładnie kostka. Tak to bywa z nią od lat. Bolało jak diabli, sama nie w...