Wczoraj poszerzyliśmy spektrum naszych doznań smakowych o kolejne owoce. Na pierwszy ogień poszło meksykańskie mango. Do tej pory mango jedliśmy głównie z puszki. Piękny kolor, wpaniały zapach, świetny smak i ogromna pestka. To tak w skrócie. Mango zajęło w rywalizacji pierwsze miejsce na owocowym podium. Drugie miejsce dla dragon fruit, czyli pitaji. Owoc o imponującym wyglądzie (mężowi przypomina jajko smoka, nie wiem ile takich widział), nie pachnie, smaku prawie nie ma, lekko słodkawy. W środku wygląda trochę jak białe przerośnięte kiwi z mnóstwem pestek. Je się go schłodzonego lub jako dodatek do lodów. My zjedliśmy nieschłodzonego bez lodów. Trzecie miejsce dla cukrowego jabłka. Podobno ma smak nieziemski, ale dla nas był ziemski, a raczej zalatywał mieszaniną imbiru i marchewki. Szału nie ma. Być może kupiłam nie do końca dojrzały.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzień drugi i popsuta noga
Już dzień wcześniej stwierdziłam, że popsuła mi się prawa stopa, a dokładnie kostka. Tak to bywa z nią od lat. Bolało jak diabli, sama nie w...

-
Marcin dzisiaj rozpoczął swoją konferencję, a ja poszłam w miasto. Zaczęłam od parku, który widzę z okna. Jest ogrodzony i pilnowany. Ładny,...
-
W sobotę rozpoczyna się nasza kolejna przygoda przez duże PRZY, wylatujemy do Meksyku. Żeby było zabawniej, to naszą stacją przesiadkową je...
-
Tym razem nie było wielogodzinnej podróży samolotem. Była za to wielogodzinna podróż samochodem, która tylko dzięki słuchanemu w tle audiobo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz