środa, 21 lutego 2018

Polowanie na krokodyla :)

Wczoraj miało być o wężach, ale przez moją głupotę, nie wyszło. Cóż, jak się coś pisze, to trzeba zapisywać co się napisało :) O wężach będzie następnym razem, bo moim zdaniem to temat arcyciekawy. 
A dzisiaj sobota czyli jedyny dzień, kiedy możemy sobie dłużej pospać. Wyjątkowość dzisiejszej soboty polegała przede wszystkim na tym, że Marcin zabrał dzieci na polowanie na krokodyla, i pojechali do tutejszego sklepu z dziczyzną, a potem na plac zabaw. Po kilku tygodniach poszukiwań krokodyla w zwykłym markecie stwierdziliśmy, że krokodyl to jednak rarytas i trzeba go szukać w specjalnym sklepie. Taki sklep, o wiele mówiącej nazwie Something Wild, znajduje się w samym centrum wewnątrz Adelaide Central Market, czyli takiego wielkiego zadaszonego targowiska. 
Ja zostałam sama. I dość szybko doszłam do wniosku, że cisza jest piękna. Przez kilka godzin w zupełnym spokoju prałam, sprzątałam i gotowałam strawę. Zobaczyłam też koncert tria Nowozelandczyków Sole Mio, bardzo przyjemny. Rodzina też bardzo zadowolona. Polowanie się udało i przywieźli kiełbaski z krokodyla i filet z ogona tejże gadziny. Pani sprzedając krokodyla poinstruowała męża jak go przyrządzać. Jeszcze nie degustowaliśmy. Za to spróbowaliśmy kolejnych australijskich ciastek Anzac Bisquits. Nazwa to skrót od Australian and New Zealand Army Corps. Ponoć zostały wymyślone dla australijskich żołnierzy walczących na frontach I wojny światowej. Ich receptura pozwalała im długo pozostać zdatnymi do jedzenia i przetrwać długą podróż z Australii. Smakują trochę jak nasze kokosanki :) Zrobione są między innymi z płatków owsianych, kokosu i syropu cukrowego. Jakby ktoś chciał zrobić sobie takie w domu przepis znajduje się między innymi tu.
Dzieci zadowolone przede wszystkim z kolejnego placu zabaw. Marcin wybrał taki, który miał wysokie noty w rankingu placów zabaw. A jest w czym wybierać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że ze zdjęć wynika, że plac zabaw był kolejnym zaplanowanym nie tak, żeby był, ale tak, żeby był dla dzieci ciekawy. Np. znajduje się na nim taka maszyna wodna z przyciskiem. Jak dziecko naciśnie przycisk, to wylatuje woda, która płynie rynienką, potem spada na koło młyńskie, po czym płynie sobie dalej przez zapory, które dziecko może otwierać lub zamykać. A na końcu wpływa do piaskownicy, gdzie można sobie w ten sposób zasilić fosę zamkową :) Obok placu zabaw był ogrodzony teren z wyasfaltowanymi drogami i znakami przeznaczony dla dzieci, które jeździły tam na rowerach, ucząc się zasad ruchu drogowego.
Rodzina wróciła po zmroku, dzieci wykończone szybko poszły spać. I dobrze, bo jutro kolejny dzień eksploracyjny. Tym razem na naszym celowniku delfiny. Ale no worries, nie zamierzamy ich zjadać :)















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prorosyjsko w Niemczech? Witaj w Darmstadt