Weekend minął nam nieco leniwie. Pogoda była znośna, ale z racji tego, że w sobotę najpierw wybraliśmy się do kościoła, a potem pochłonęła nas zwyczajna sobotnia krzątanina, do której zaliczyć należy wizytę w polskim sklepie, nigdzie się nie wybraliśmy.
Po południu, rozbolała mnie głowa, tak bardzo, że właściwie nie byłam w stanie nic zrobić, dlatego Marcin zabrał dzieci na spacer, a ja odpłynęłam za namową Morfeusza w senne głębiny. Po jakimś czasie obudził mnie wrzask dzieci, znaleźliśmy autko, znaleźliśmy autko. No nic, pomyślałam sobie, że znaleźli jakieś małe zaruściałe autko w jakichś krzaczorach. Tak się czasem zdarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz