Obecnie niewiele się u nas dzieje. Przez ostatnie dni mżyło całymi dniami więc wyprawy chwilowo są na etapie planowania.
Napiszę Wam dzisiaj trochę o australijskich pieniądzach, a ściślej rzecz biorąc o monetach.
Irytuje Was czasem, jak robicie zakupy, i przy kasie słyszycie mogę być dłużna grosik, dwa, rzadziej grosik przy okazji pani/pan doniesie (mnie nie specjalnie to denerwuje, ale wiem, że niektórych to drażni). W Australii nie ma takiego problemu.
W Australii nie ma takiego nominału jak 1 i 2 centy, monety rozpoczynają się od nominału 5 centów (a potem już normalnie 10, 20, 50 centów, 1, 2 dolary). To znaczy były, ale zostały wycofane dnia 21 sierpnia 1990. Formalnie jeszcze można się było nimi posługiwać do 1992. Obecnie są domeną kolekcjonerów, i jak pobieżnie sprawdziłam na ebay chodzą od kilku do kilkudziesięciu dolarów za monetę.
Oczywiście nie jest tak, że ceny w Australii są zaokrąglone, i wszędzie można spotkać ceny typu batonik za 0,98. Sprawa rozwiązuje się przy kasie, gdzie dokonuje się zaokrąglenie i za rzeczonego batonika po prostu płaci się dolara.
I tak, przy każdych zakupach macie podane ile kosztowały zakupy, potem jest zaokrąglenie czyli rounding i następnie podana kwota po zaokrągleniu do zapłaty. A na samym końcu czasem jeszcze bywa kwota ile zaoszczędziliście korzystając z promocji, i osobno informacja o zniżkach, które dała karta lojalnościową. Poza tym poniżej drukowane są kody kreskowe dające zniżkę w monopolowych i nie tylko. I tak zwykły rachunek ma jakieś pół metra :) Żeby było ciekawiej to płacąc kartą nie ma zaokrągleń.
Oczywiście nigdy nie zostałam poproszona o tzw. końcóweczkę, a sprzedawcy zawsze mają drobne.
Jak już jestem przy temacie zakupowym to jeszcze takie sytuacje. Kasjerki/kasjerzy oprócz standardowego dzień dobry, jak leci często rozmawiają z klientem, szczególnie rano jak ludzi jest niewielu i na prawdę często słychać gromkie śmiechy przy kasie. Ostatnio byłam w sklepie wieczorem (raz w tygodniu centrum handlowe czynne jest do 21) ludzi sporo, ale bez przesady, czekałam może dwie minuty, a od kasjera usłyszałam, że dziękuje za moją cierpliwość, że poczekałam... Inna sytuacja. Byłam z dziećmi w sklepie, unikam tego, ale czasem nam się zdarza, w dodatku około 15 więc godziny szczytu. Stoję z dziećmi, ludzi dużo, kolejka za mną spora. Dzieci kłócą się o koszyk, no nic standard. Na szczęście szybko się dogadali jedno trzyma koszyk, drugie wykłada i podaje młodej dziewczynie. W tym momencie dziewczyna zaczyna do nich mówić chwalić, jacy są dzielni i pomocni, co znacznie spowolniło jej pracę. Oni odkładają koszyk a ona woła cztery razy do nich good job. A kolejka za nami coraz większa. Pani cały czas ich za coś chwaliła i wydrukowała paragon, dała Szymonowi po czym wydrukowała duplikat i wręczyła Dominice. Jak wychodziliśmy to jeszcze się wychyliła z zza kasy żeby nam pomachać. Nie wiem co sobie myśleli ludzie za nami ale nie widziałam na ich twarzach złości, ani zniecierpliwienia, raczej pobłażliwe uśmiechy.
W sobotę, gdy idziemy z mężem na większe zakupy i ludzi jest dużo, korzystamy z samoobsługowej kasy. Jest takich kas 8. Każda z kas pełni też funkcję bankomatu i można sobie zadeklarować ile ma wypłacić. Niedaleko kas stoi pani, która reaguje, gdy ktoś ma problemy i pomaga. Nam np. pomagała znaleźć właściwą odmianę melona w bardzo długiej liście owocowej.
O ogromnych rozmiarach niektórych monet już pisałam. O tym, że ich wielkość nie jest proporcjonalna do nominału również. Mój mąż pracuje z kilkoma Kanadyjczykami. Oni też zwrócili uwagę na to, że coś tu nie gra. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w Kanadzie z monetami jest wszystko ok i wielkości mają takie, jak pan Bóg przykazał :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz