niedziela, 25 lutego 2018

Sumo, czyli znów słów kilka o jedzeniu

Kilka miesięcy temu nasza najstarsza córka, z pomocą koleżanki z klasy, upiekła ciasto. Wyszło bardzo ładnie, ale smak z wyglądem nijak nie licował. A to dlatego, że zamiast cukru użyła soli. Od tej pory co jakiś czas się troszkę podśmiewaliśmy, ale tylko do dziś. Bo od dziś już nie wypada. A oto dlaczego...
Zachęcona sukcesem upieczonych przez siebie ciasteczek Anzac, postanowiłam upiec ciasto. Takie zwykłe z jabłkami. Znalazłam jakąś margarynę w sklepie i na nieszczęście jej nie spróbowałam (o tym, że ludzie próbują różne rzeczy w sklepie to chyba jeszcze nie pisałam). Zwyczajne masło jest tu lekko słonawe, dlatego obawiałam się o ciasteczka Anzac. Margaryna okazała się również słona. Ciasto wyglądało ładnie, tylko smakowało jakbym je posoliła. Dzieciom smak zbytnio nie przeszkadza i już połowy ciasta nie ma. Mam nadzieję, że brzuchy ich nie rozbolą....
Na szczęście lepiej wypadł mój drugi dzisiejszy zakup, czyli mandarynka sumo. Jest gigantyczna, to skrzyżowanie japońskiej mandarynki z kalifornijską pomarańczą. Na zdjęciu poniżej ze średniej wielkości kokosem i pomidorem i melonem de sapo, zwanym melonem świętego Mikołaja :) Jest bardzo soczysta, w smaku niby jak pomarańcza tylko miąższ ma bardzo delikatny. Czyli zakup najdroższej w życiu mandarynki uważam za udany :) To samo mogę powiedzieć o melonie, słodki i soczysty. Pycha. Jeśli chodzi o melony, to jak pamiętam w Polsce, gdy je jadłam, to szału nie było. Tu jest :) No może oprócz chińskiego melona, który ostatnio spożywaliśmy i smakował jak zielony groszek :)


A takie stwory robimy sobie w wolnej chwili :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Prorosyjsko w Niemczech? Witaj w Darmstadt