Dzisiaj, dzięki uprzejmości Justyny i Artura, mieliśmy okazję zobaczyć i zakosztować czym jest Barossa Valley. Jest to region położony około 60 kilometrów od centrum Adelajdy. Jest to stary region (jak na warunki australijskie). Założony został przez przybyłych tutaj już w latach czterdziestych XIX w. Niemców i pruskich Ślązaków.
Ta bardzo malownicza kraina słynie głównie z winnic, suszonych owoców, produkcji serów, oleju... i winnic ;) Powstaje tutaj 1/4 australijskiego wina.
Nie trudno się domyślić, że wzgórza porośnięte są winoroślą. Oczywiście również zbożami i rzepakiem, ale to jakby w mniejszości stanowiło krajobraz.
Co się w Barossie robi? Otóż degustuje się wina. Pierwszą winnicą, która odwiedziliśmy była Seppeltsfield, wyglądała na największą. Prowadzi do niej malownicza aleja palmowa zasadzona jeszcze przez pierwszych osadników. Wino z tej winnicy można kupić w Europie, w tym także i w Polsce. Zakosztowaliśmy tam win, a dzieciaki miały uciechę bo w "dorosłych kielonkach" dostały soczek malinowy.
Wina bardzo dobre :) Okolica przepiękna. Muszę jednak przyznać, że moje serce skradła kolejna winnica. Dużo mniejsza, z domkiem, który w całości został przetransportowany z Niemiec statkiem. Obsługiwał nas sam właściciel winnicy i opowiadał o winach. Cóż kosztując siódme wino zaczęłam żałować, że nie zjadłam obfitego śniadania :) a po ostatnim trzynastym uznałam, że próbowania mi już chyba na dzisiaj wystarczy :D bo zwyczajnie lekko zakręciło mi się w głowie i uznałam, że muszę coś zjeść.
Jak się okazało, to nie była ostatnia winnica. Na szczęście po zjedzeniu części prowiantu zakosztowałam jeszcze kilku ;) W tej też winnicy zrobiliśmy "mały" zapasik tutejszych specjałów.
Kolejne dwie winnice również sympatyczne i bardzo klimatyczne. W każdej z nich zakosztowaliśmy na prawdę dobrych win, przy czym na zakup niektórych raczej nigdy się nie pokusimy, ze względu na wysokie ceny, a nie na smak.
W ostatniej winnicy dzieci mogły pogłaskać małego kangura, uratowanego przez panią, która uratowała ich już sto. Możecie sobie wyobrazić radość z możliwości pogłaskania kangurzątka i to nie tylko naszych dzieci ale i australijskich dzieci naszych znajomych, z którymi odbywaliśmy wycieczkę :)
Kolejnym punktem była piekarnia. Otóż w Tanunga jest piekarnia, w której można kupić chleb na zakwasie pysznyyyy, a zakup w Australii dobrego chleba nie jest rzeczą łatwą.
Następnie udaliśmy się na tamę. Została ona zbudowana w latach 1899-1903. Nazywana jest Whispering Wall, ponieważ jest tam taki efekt akustyczny, polegający na tym, że szepcząc przy jednej ścianie, szept jest doskonale słyszalny po drugiej stronie czyli ponad 100 metrów dalej. Mówię Wam zabawa przednia :)
Ostatnim punktem programu było poszukiwanie kolczatki :) W tym celu udaliśmy się do parku Sandy Creek w godzinach późnopopołudniowych, bo podobno wtedy kolczatki wyłażą. Poszukiwania zakończyły się tradycyjnie z tym, że tym razem wyszliśmy z parku po zmroku. Spotkaliśmy za to kangury. To była bardzo udana wycieczka, ze wspaniałymi widokami i pysznymi winami w tle. Jak tu kiedyś będziecie koniecznie odwiedźcie Barossa Valley :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz