Nasz gość szczęśliwie doleciał do domu i prawdopodobnie właśnie wita się z jakże uroczymi Katowicami :) Nim jednak osoba naszego gościa zaszczyciła singapurskie linie lotnicze, została zabrana na wypadzik do Morialta Conservation Park.
O miejscu tym już coś kiedyś wspomniałam, to tam widzieliśmy nasze pierwsze kangury na wolności. Wtedy był to jednak raczej bushwalking i dotarcie do jednego z wodospadów. Tym razem uznałam, że chcemy zobaczyć wszystkie trzy wodospady.
Sama nazwa Morialta jest pochodzenia aborygeńskiego i oznacza tyle co biegnąca woda lub "ever flowing", jak ktoś ma pomysł jak to ładnie przetłumaczyć to niech napisze :)
Dość sprawnie dotarliśmy na miejsce i do pierwszego wodospadu, także do jaskini olbrzymów. Byłam tam już, drogę znałam więc poszło gładko. Potem kierując się znakami poszliśmy w przeciwną stronę niż było trzeba, na szczęście zrobiłam zdjęcie mapie i obrawszy właściwy kurs bez problemu trafiliśmy tam gdzie chcieliśmy. Drugi wodospad jest równie ładny jak pierwszy. Idąc w jedną stronę przeszliśmy nad nim. Oczywiście zrobiony jest pomost. Widoki po drodze olśniewające. Pomarańczowo-czerwone skały skąpane w słońcu, mówię Wam bajka :)
Droga do trzeciego wodospadu obfitowała w podobne bajkowe scenerie. Sam trzeci wodospad mniejszy niż poprzednie ale bardzo ładny. Pora roku pozwala na podziwianie roślinności i samych wodospadów. Znajomi mówili, że w lato, kiedy panuje susza, nie jest już zielono, a wody w wodospadach zwyczajnie brakuje i ich po prostu nie ma.
I chociaż wiem, że mają rację, to patrząc na otaczającą nas przyrodę, na prawdę trudno w to uwierzyć.
W drodze powrotnej zostawiłam gościa z dziećmi na kilka minut i z jęzorem do pasa zbiegłam do punktów widokowych w celu zrobienia zdjęć. Tam pierwszy wodospad można zobaczyć z góry, a drugi z boku tak dla odmiany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz